Perfekcja, była źródłem wartości życiowej, wymagana i dobrze postrzegana, ceniona a jakże!
W życiu zawodowym w obecności perfekcji objawy były takie – żeby niczego nie zapomnieć, praca ponad siły, po godzinach, kilkudziesięciokrotnie sprawdzanie przygotowywanych dokumentów, kilkudziesięciokrotnie czytanie wydanych decyzji, stres po wypuszczeniu dokumentów z pokoju i biurka, prześciganie się w opisywaniu objawów psychosomatycznych podczas koleżeńskich rozmów w byciu większą ofiarą perfekcji – bolące ciało, fobie, lęki. Dodatkowo na skutek perfekcji, perfekcyjne wyręczanie innych z zadań, bo przecież Ja zrobię lepiej! Moje rządzące mną hasło: żeby mi nikt nie zwrócił uwagi, bo wtedy to jak policzek w twarz, obawa przed krytyką tutaj dominowała więc jeszcze mocniej, jeszcze bardziej się katowałam.
W życiu domowym – moja perfekcja przodowała w wykorzystaniu takich narzędzi jak: szczoteczka do zębów, wykałaczki, patyczki higieniczne.
Pewnego razu wykorzystując cif do szorowania półek z kurzu oraz podłogi z linoleum – olaboga – jak ja o tym teraz myślę – zauważyłam, że raczej zamiast sprzątać to sobie brudzę dodatkowo, bo przecież biały cif jak rozgnieciona kreda wbijał się w powierzchnię, aby go zmyć trzeba było kilkakrotnie przecierać, żeby zmyć tzw brud, ale o to chodziło, bo w głowie było, że im więcej się narobiło tym cenniejszym się było !
Sobota była zarezerwowana do “jeżdżenia na szmacie” i to nie mniej niż 8 h!! Generalnie z perspektywy czasu uważam, że sprzątając czysty dom, nadmiernie zużywałam swoja energię. Z perspektywy czasu myślę, że spalałam ją nie w tym kierunku, w którym mogłabym wykorzystać czyli świadomie z sensem dla siebie.
Albo inny przykład zarazy perfekcji: żeby pozwolić sobie na babskie wypady należało perfekcyjnie wysprzątać dom, co się dało na maksa, zrobić zakupy, ugotować pyszne dwudaniowe jedzonko na 2 dni i dopiero można było wyjść – eh – takie to były czasy.
Perfekcyjnie też trzeba było wyprasować, przeliczyłam cennikowo w/g stawek pralni sprzed kilku lat, że ok 250 zł wyprasowywałam tygodniowo – i byłam z tego niezmiernie dumna, budowałam swoją wartość, a jakże!
Nietrudno się domyślić, że perfekcja doprowadziła mnie nie tyle że donikąd, ale to donikąd sprowadza się do bezsensownej utraty energii, wiecznego niezadowolenia i permanentnego stresu = wszechobecna frustracja.
Od 4 lat oduczam się perfekcji, wychodzi mi całkiem nieźle, a hasła: lepsze jest wrogiem dobrego oraz zrobione jest lepsze od doskonałego – znacznie ułatwia mi pozbywanie się tego blokującego nawyku przed nowymi rzeczami, jakie towarzyszą podczas zmian na różnych etapach życia, a które nie mogłyby być wdrożone gdyby perfekcja nadal królowała.