Ostatni weekend jakby przewidział co się będzie działo lub co się będzie nie działo – tak więc mam wolne, kalendarz bez umówionych spotkań towarzyskich i zawodowych w głowie jakby pustka, nic się nie planuje więc, zero powinności należy, trzeba, wypada….
Lubię takie dni, kiedy nic, absolutnie nic nie muszę, nie robię zakupów, nie gotuję, nie sprzątam, nie gadam, nie słucham i nie oglądam nic na YT, za to po pół roku nie oglądania odpalam TV i bezmyślnie się w niego gapię.
Lubię dni, kiedy to ja decyduję, że nic nie robię, lub zupełnie spontanicznie wybieram sposób na spędzenie czasu wolnego. Nie lubię natomiast, kiedy zmęczenie decyduje o tym co robię i z powodu braku “dopływu prądu” czuję się jakby spuszczono mi krew! Taka sytuacja nie sprzyja prawdziwemu odpoczynkowi.
Ja lubię mieć energię !!!
A kiedy nie mam energii to: zaliczam wszystkie w domu możliwe łóżka, wliczając balkon, śpię, wciskam guziki pilota z TV, znowu śpię, próbuję czytać książki – 3 różne zaczęłam – po przeczytaniu pół strony lądują z powrotem na szafkę nocną
Jestem zainteresowana niczym i nikim, a jak już mówię, że nie chce mi się gadać (lubię to zajęcie – gadanie) – to orientuję się, że naprawdę coś jest nie tak ze mną – Sfrustrowany Kucharz wie to najlepiej, jak nic nie mówię to jest niedobrze!!!!
Mama mówi, że to pogoda……. i że wszyscy się tak czują. Zastanawiam się, czy aby napewno to pogoda znów jest winna, czy może coś innego? Na przykład moje nastawienie, moja nieświadomość, moja nieuważność na swoje życie.
Może moje niezauważanie polega na tym, że się zajechałam fizycznie i emocjonalnie i wydoiłam z energii?
Pojawiła się potrzeba świadomej regeneracji – a cóż to takiego?
Do tej pory tego nie zauważałam – bo zmęczenie, trwało max 1 dzień i szybko wracałam do foremki. Zatem niewiele trzeba było w tym kierunku wykonać, szybko przychodziło i szybko znikało. A teraz trwa już 3 dni – a ja czuję, że mam energii tylko tyle, aby podtrzymać funkcje życiowe na poziomie minimum.
No i znowu kopie mnie w dupkę informacja życiowa kładąca mnie do parteru.
I przerabiam co się wydarza i przekonuje się, że można i nawet trzeba wprowadzić świadomy odpoczynek i regenerację, może nawet wyspecjalizować się w tym i stać się koneserem “relaxingu” – TEGO TEŻ TRZEBA SIĘ NAUCZYĆ i być w tym systematycznym, i konsekwentnym.
Ale to już temat na przyszłość – powinna zapaść decyzja tu i teraz, z mojej strony, że wybieram inaczej i zaczynam działać w tym kierunku świadomego odpoczynku i relaxingu – na razie mogę napisać: pożyjemy i zobaczymy co z tego wyniknie.