Kiedy doszło do mnie, że perfekcja jest perfekcyjna przez to, że jest niemożliwa do osiągnięcia – najpierw byłam w szoku, potem popłakałam się ze śmiechu.
Moja przygoda z perfekcją zaczęła się w dzieciństwie. Nigdy nie dbałam o pewne rzeczy i zamiast mieć idealny porządek wolałam mieć twórczy bałagan.
Ten twórczy bałagan był duuużyyyym koszmarem dla otoczenia, czego wtedy nie rozumiałam, bo wszystko, co było możliwe i nie było możliwe było porozrzucane, a w twórczym bajzlu przygotowywałam potrawy, malowałam, pisałam, sprzątałam.
Szczególnie sprzątanie było u mnie ciekawe, a zdarzało się regularnie raz na miesiąc. Wyglądało to w ten sposób, że wyrzucałam wszystko na środek pokoju. Następnie wszystko myłam, a potem wszystko układałam, zaczynając od nowego ustawienia mebli w pokoju, a kończąc na każdym skrawku papieru. Po zakończonej pracy musiałam posprzątać wszystkie narzędzia sprzątacze i iść się wykąpać. I dopiero wtedy mogłam wejść do pokoju. Nawet buty, czyli kapcie musiały być czyste.
Jeśli gotowałam czy malowałam to po zakończonej pracy sprzątałam. Gorzej, że w międzyczasie z kuchni nikt nie mógł skorzystać 🙁
Innym aspektem mojej perfekcyjności było wymaganie mojej Mamy, co do staranności. Co prawda Mama mówiła, że nie jest tak zła jak Babcia, bo Babcia potrafiła wypatrzyć każdy pyłek. Jednak różnica między wymaganiami Babci a Mamy była taka, że Babcia przynajmniej wytłumaczyła, jak coś zrobić lepiej.
Z perspektywy czasu się nie dziwię tej różnicy. Mama była typem wizjonera, a Babcia badacza. Mama pracowała na wizji, intuicji i natchnieniu, a Babcia na schemacie i szablonie.
Oba podejścia są potrzebne. Jednak na pytanie jak coś zrobić, ciężko było uzyskać od Mamy odpowiedź, tam gdzie jej działanie było czysto intuicyjne. Choć to właśnie ta jej cecha – wizjonerskiego podejścia, kiedy spędzała ze mną czas w pierwszej klasie, pomogła mi nauczyć się, jak się uczyć. Oraz co równie ważne, że w ogóle jestem w stanie się nauczyć.
Później, kiedy jej choroba rozwijała się była dużo mniej cierpliwa i bardziej wymagająca, bardziej sarkastyczna. Taka postawa Mamy wpłynęła, na to, że powtarzałam ją i ja wobec innych osób. Wiele dziesiątek lat trzeba było się od niej uwolnić.
Ciekawą rzeczą w tej przygodzie z perfekcją był mój Szef, który na studiach miał ciekawe egzaminy z matematyki. Studenci dostawali zadania i oddawali jedynie kartkę z wynikiem rozwiązania. Jeśli wynik był dobry to było zdane. Jeśli zły to było oblane.
To wpłynęło, na podejście i dążenie mojego Szefa do perfekcji w pracy i kompletnej pogardy dla wielu rzeczy poza pracą w zakresie perfekcji np. czystość. Idealnie poukładane na biurku i czyściutkie kartki, ale gdzie indziej nie potrzebował tego. Qui pro quo.
Perfekcja powodowała u mnie zbędne napięcie ciała, jak robiłam rzeczy trudniejsze. Ze względu na chorą tarczycę moje ręce miały kłopot z prostym cięciem materiału i zawsze wychodziły ząbki, więc napinałam się jeszcze mocniej i starałam się jeszcze bardziej.
Cóż potem trzeba było docinać i zastanawiać się jak zrekompensować braki np. na szerokości lub długości. I nikt mi nigdy nie powiedział, że jest to bez sensu. A nawet gdyby mi powiedział to czy posłuchałabym?
Od 10 lat praktykuję metodę zrób “najlepiej jak potrafisz”, dokładając wszelkiej staranności, ale nie przesadzając. No i zawsze pytam się dla kogo i po co. W związku z powyższym nie kroję warzyw do sałatki na idealne kawałki jak moja Mama. Mimo, że to wygląda cudownie, to szkoda mi czasu i wysiłku.
Ciekawa rzecz, kiedy była już bardzo chora i nie mogła sama wielu rzeczy zrobić, porzuciła swoje wymagania. Doszła do wniosku, że niepotrzebnie traciła siły na perfekcję, która nic nie zmieniała i nie była nawet zauważalna.
Oczywiście doceniałam jej wysoki stopień staranności, bo ciuchy przez nią szyte świetnie się układały. Lecz czasem przesadzała jak przesunął jej się szef o milimetr to pruła oraz szyła od nowa. Był czas, kiedy uważałam, że tak właśnie trzeba. Z drugiej strony unikam kupowania rzeczy, kiedy szwy się “rozchodzą” na kilometr, bo są po prostu niewygodne.
Cóż osiągnęłam nieosiągalną perfekcję w doświadczaniu życia nieperfekcyjnego.