No cóż, a czyż nie na to wskazuje samo słowo?
Martwimy się, zamartwiamy się, umartwiamy się.
Poczucie niepokoju o rozwiązanie spraw, rozwiązanie problemu, o kogoś bliskiego, kto się spóźnia, to naturalny stan emocjonalny. Nawet i chwila, w której odczuwamy zmartwienie z różnych powodów, to wszystko jest naturalne. W końcu emocje są do przeżywania, cały czas to powtarzamy.
Można by nawet powiedzieć, że ktoś, kto nie poczuje niepokoju lub nie odczuje zmartwienia na wieść o chorobie, kiedy dziecko spóźnia się do domu i nie ma z nim kontaktu, kiedy dzieje się coś trudnego (tutaj oczywiście każdy z nas ma swoją własną definicje co jest, a co nie jest trudne) ma kłopoty z przeżywaniem emocji. I to też nie jest dobre dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego.
Nasz język jest ciekawie stworzony. W słowie martwić się widać wyraźnie, że jego źródłem jest słowo martwy!! Zamartwiać się czy umartwiać się to doprowadzać do martwoty, a może i śmierci.
Co to oznacza?
Zmartwić się jest dobre dla zdrowia, być świadomym, że taką emocję poczuliśmy jeszcze lepiej. Natomiast martwić się cały czas, zamartwiać jest szkodliwe dla naszej duszy, psychiki i zdrowia. W końcu dojdzie do negatywnego przekierowania uwagi, wiecznej zgryzoty i problemów psychicznych jak depresja, apatia czy w dalszej kolejności choroby autoimmunologiczne.
A oto ciekawe synonimy tego słowa:
- dręczyć się,
- drętwieć z przerażenia,
- frasować się,
- gryźć się,
- truchleć,
- umierać ze strachu,
- zadręczać się,
- zagryzać się,
- cierpieć,
- desperować,
- zatruwać sobie życie
- boleć nad czymś,
- stawać się markotnym,
Oczywiście wymienione synonimy są jedynie tymi negatywnymi, dla podkreślenia, że długotrwałe martwienie czy zamartwianie się prowadzi do całkiem “ciekawych” konsekwencji.
W końcu synonimy biorą się z obserwacji życia….