Bycie gotowym to jedna z najbardziej zabawnych rzeczy, jakie służą stawianiu sobie przeszkód. Albo usprawiedliwianiu się, że nie podejmuje się działań.
Samo znaczenie słów wskazuje, że gotowy to (1) całkowicie wykonany, sporządzony; (2) przysposobiony, przygotowany; (3) zdecydowany na coś, skłonny do czegoś. No i wszystko jasne.
Żeby coś było gotowe to trzeba to przygotować, sporządzić. Więc trzeba podjąć określone kroki i działania.
Jeśli ktoś mi mówi, że nie jest gotowy to powinnam rozumieć, że nie jest skłonny inaczej mówiąc, nie skłania się ku zrobieniu tego czegoś. Ujmując to jeszcze inaczej podjął decyzję, żeby tego czegoś nie robić.
Natomiast my używamy wyrażenia “nie jestem gotowa”, żeby mówić, że musi upłynąć jakiś mityczny i bliżej nieokreślony czas, i wtedy nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdźki staniemy się gotowi.
Po prostu sami siebie oszukujemy. Zamiast podjąć decyzje i działania, by się przygotować – a przygotować się można poprzez metaforycznie mówiąc: zakupienie składników, umycie, obranie, pokrojenie, przysposobienie różnego rodzaju (gotowanie, mieszanie, macerowanie itp.) to my czekamy na jakiś dziwny znak, że już jesteśmy gotowi.
W ten sposób mijają lata i nic się nie zmienia.
Aby potrawa była gotowa trzeba ją uwarzyć. W życiu jest tak samo.
Jednak boimy się popełnić błędu, boimy się porażki, boimy się wyzwań. “Niebycie” gotowym to wyśmienite usprawiedliwienie na stanie w miejscu.