Rozważając ostatnie zdarzenia w moim życiu przyszedł mi do głowy pomysł na niniejszy artykuł. Powstał on również w związku z moją pracą z ludźmi. Dedykuję go z serdecznymi życzeniami dla ……….. . Nie wymieniam, ale adresaci wiedzą, że to właśnie dla nich :D.
Nauczyliśmy się w szkole, że popełnianie błędów to porażka. Z drugiej strony wiemy, że feniks rodzi się z popiołów. Jest równie jasne, że zdrowie jest szlachetne a dowiemy się jak bardzo nam smakuje dopiero jak się zepsuje. Dwa zupełnie przeciwstawne światy. Dla osób logicznie myślących jest jasnym, że najlepiej uczymy się na naszych błędach pod warunkiem, że je zauważymy. Wydaje się więc logicznym uznawać uczenie i popełnianie błędów za rzecz normalną, sensowną i racjonalną.
Jako coach i trener często słyszę pytanie:
— Jaki ma być efekt końcowy danego ćwiczenia?
Tym częściej się to pytanie pojawia im mniej typowe jest ćwiczenie.
Po części wynika to z ciekawości a po części z braku wiary w siebie i w swoje możliwości.
Przy typowych ćwiczeniach można przewidzieć jaki będzie rezultat i wiadomo do czego dążyć. Natomiast jeśli jest coś mniej typowego i wyobraźnia pokazuje, że wynik końcowy może być różny albo co gorsza w ogóle trudno go sobie wyobrazić to pytanie takie pojawia się bardzo często.
Oczywiście wiele może być sytuacji, gdzie wiedza jaki jest oczekiwany rezultat końcowy jest ważny. Jednak są też rzeczy, kiedy może być wiele różnych rezultatów końcowych i ograniczanie się do jakiegokolwiek jest ograniczaniem doświadczenia. A nawet własnej wolności, rozwoju i życia.
A poprzez ograniczenie doświadczenia, bo koniecznie chce wykonać dobrze, bo boję się popełnić błąd, bo muszę wypaść dobrze itp. itd. jest niesłychanie jasną deklaracją: NIE MAM ZAUFANIA DO SIEBIE SAMEJ/GO.
Co gorsza jest blokadą naszej wolności, naszego doświadczania życia i naszego jestestwa. Czy naprawdę tego właśnie chcesz?
Naprawdę wolisz wypaść dobrze? Czy doświadczyć tego, co masz do doświadczenia?
Naprawdę boisz się wyjść na głupca?