Przez przypadek, który nie był przypadkiem, zebraliśmy się w jednym miejscu, w jednym czasie i zaczęliśmy wspólnie coś robić. Wiedzieliśmy czego nie chcemy i marudziliśmy nieziemsko jak to nam źle w obecnej pracy, obecnym miejscu, sytuacji ekonomicznej – niskie wynagrodzenia, kredyty; a przy okazji jeszcze inne rzeczy nam się nie układały. No i jako lukier: kłopoty w relacjach partnerskich.
Przy okazji dowartościowywaliśmy się jacy to jesteśmy niezastąpieni, bo w pracy jako jedyni potrafiliśmy zrobić jakąś ważną rzecz.
I tak ciągnęło się to miesiącami i latami. Zanim w ogóle pomyśleliśmy, o tym, że coś należy zmienić.
Oczywiście cały czas następowała koncentracja na tym, czego nie chcemy i jak nam źle. Pierwszą przeszkodę stanowiło samo napisanie CV. Okazuje się, że po latach przywiązania do stołka, mniej lub bardziej powtarzalnych czynności, nie znamy swoich umiejętności ani kompetencji.
A w ogóle, co to do cholery są te kompetencje i umiejętności? Nawet dziś, kiedy to piszemy czekamy na webinar wyjaśniający te dwa aspekty naszej wartości rynkowej jako specjalistów. Po 15, 20, czy 30 latach pracy chyba powinno się być specjalistą?
Coaching, nieco podbudował jedną z nas. Tą, która miała odwagę na bardziej odważne kroki ku zmianie. Niedługo potem wraz z “nieszczęsną” osobą, która od paru lat prowadziła już sama biznes, zaczęły myśleć o wsparciu potencjalnych członków pełnego zespołu w dążeniu ku zmianie i budowaniu wolności i własnego, a być może i wspólnego biznesu.
Zaczęły się ciężkie i trudne, mozolne kroki zmiany świadomości. Niestety jest tak z nami ludźmi, że świetnie się nam narzeka, ale ciężko jest wziąć się za zmiany. Nawet jeśli tak naprawdę nie były one duże.
Jeszcze lepiej za to się krytykuje, podważa … a i w ogóle po co te szkolenia! A po co koncentrować się na celu? Opisywać go? Rozwijać umiejętności przywódcze itp.
Nikt nie miał wątpliwości, że turkusowa organizacja to jest to! Podział kasy chwila, chwila … dlaczego jej nie ma? Nie wpadła do worka zanim w ogóle zainwestowaliśmy? No jak to tak?
Najpierw kasa potem turkus.
A w ogóle w tym turkusie to trzeba za dużo myśleć, za bardzo być aktywnym i nie narzeka się a działa! Co to do cholery jest?
No więc warsztaty wydarzały się w regularnych odstępach. Nabieraliśmy umiejętności komunikacyjnych, najlepszych umiejętności osiągania celów – prosto, łatwo i przyjemnie! Uwierzyłby ktoś w takie bzdury? Jak łatwo i przyjemnie ! Jak trzeba tutaj opisać sensorycznie cel! Jaki cel? Wiadomo, chce kasy! Dużo kasy! Już! Teraz! Mam coś dać z siebie? No przecież daję!
Taki oto nieco kpiący sposób opisuje początki naszego zespołu. Początki, które w sumie są typowe.
Co obserwujemy dookoła? Ludzie, którzy mają dość spełniania cudzych marzeń i idą na tak zwane “swoje”. Generalnie zmieniają jedną rzecz – jedną jedyną. Pracują tak samo fatalnie, w tych samych negatywnych warunkach i relacjach, długo i ciężko. Jedyną różnicą jest to, że są szefami samych siebie! No może jedynie klient im stoi nad głową.
Wtedy na początku ciężko nam było uwierzyć, że mamy jakieś talenty, kompetencje, że mamy prawo do spełniania marzeń, do bycia autentycznymi, do tworzenia!
Chwila jakich marzeń? Nawet nie wiedzieliśmy, po co żyjemy!!!
Bycie autentycznym? No coście wy!! Trzeba robić dobrą minę do złej gry! Inaczej nic nie uzyskasz ……
Tworzyć? Grafika, artykuł, zarządzanie, krojenie cebuli? Gdzie tu twórczość?!?! Komuś coś się pomyliło!
Ćwiczenia? Cel? Realizacja? To wszystko odkładaliśmy na półkę pod pozorem wielu ważnych spraw codziennego życia.
Wewnątrz grał nam strach. Co jeśli to nieprawdziwe? Co jeśli się nie uda? Skąd na to kasę? Czy dam radę rozwinąć nowe umiejętności?
Na dodatek jeszcze liderka wymagała podejmowania decyzji!! Współdecydowania!! Budowania synergii, sytuacji win-win, kiedy potrzeby wszystkich zostaną spełnione! Kiedy zbudujemy wspólne wartości!
Byliśmy dzielni! Wypisaliśmy wiele wartości! Papier cierpliwy (w sumie to apka na googlach do współdzielenia) wszystko przyjął! Wdrożyć je w życie było ciężej. Szczególnie udawała się nam komunikacja!! Nadawaliśmy w myślach na wysokich i niskich częstotliwościach. Czekaliśmy, aż inne osoby zostaną oświecone przez ducha świętego, o co nam chodzi!
Po prostu szczyt umiejętności komunikacyjnych. Inaczej półkologia stosowana!
Życie oczywiście napisało swój scenariusz dla nas, jako idealnych niewolników. Poszliśmy po najmniejszej linii oporu i szybko łapaliśmy to, co pod ręką.
Fakt, to już nie była taka regularna praca! Bardziej samodzielna, inna firma, więcej obowiązków, za granicą – i cały czas mówiliśmy jak to się rozwijamy!
Oczywiście rozwój był, doświadczenie było, a przede wszystkim dostrzegliśmy na własnej skórze to wszystko, czego nie udało nam się wdrożyć, czego nie chcieliśmy zrozumieć, dzięki typowemu polskiemu oporowi. Jednak gdzieś w głębi naszej duszy to, czego nauczyliśmy się na warsztatach pracowało, zaczęliśmy się powoli rozwijać, odwaga by mieć marzenia i móc je realizować rosła!
Nasza moc, wiara w siebie, chęć spróbowania znowu nas ze sobą zetknęły i tak kręci się dzisiaj. A o tym opowiemy wspólnie w następnym artykule.