Efekciarstwo – przekonanie 40-latki urodzonej w latach 70-tych, nieco później nazwane skóra, fura i komóra stanowi o sednie życia. Wiadomo oczywiście, że fura to co najmniej audi w garażu, przy czym ważna również złota kieta na szyi. Jeżeli rodzice Ci tego nie dali, to byłeś biedakiem. W konsekwencji, przy obecnym poziomie rozwoju technologicznego i informatycznego wszystko, co każe na siebie czekać jest niewystarczająco dobre.
Wymagane są szybkie efekty – jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby od razu mieć, widzieć, dotknąć.
Wszechobecna krytyka otoczenia dla planowanych działań, dzielenie się doświadczeniem “z telewizji” i “wujek dobra rada” z wielkim transparentem “STOP” oraz najważniejsze pytanie: skąd weźmiesz na to kasę – “specjaliści”, którzy nigdy nie byli w moich butach, podejmują się krytykanctwa i de facto, decydowania o jakości mojej pracy a priori, zanim będzie widoczny jakikolwiek efekt.
Praca u podstaw, zapomniana, niezauważana, pomijana przez otoczenie w kontekście zadowalającego sprawcę efektu końcowego, spotyka się komentarzami takimi jak:
- po co zajmujesz się takimi głupotami?
- ale głupi pomysł
- to nie może się udać
- takie sprawy to bzdury, bierz się do działania
- zajmij się pracą, a nie pierdołami
- ile to czasu już się tym zajmujesz i nadal nic…
W tym miejscu, kłania się artykuł Sfrustrowanego Kucharza o zakładaniu firmy w rozumieniu takim, że bardzo często zaczynamy nasze działania po podjęciu decyzji – od tzw. końca, a dopiero potem okazuje się, że nic nie wiedzieliśmy o podstawach, nie znaliśmy się na tym, czy na tamtym i zapracowujemy się i frustrujemy natłokiem informacji i zadań. I to wszystko po to, aby prowadzić firmę, która ma nam przynosić satysfakcję.
Typowe myślenie niewolnika: idziesz do pracy i masz od razu efekty, po pierwszym miesiącu w postaci wypłaty. Ma Ci ona wystarczyć, bo takie jest życie. Jeśli chcesz coś więcej to masz pracować więcej. Do wielkiego biznesu potrzebujesz kasy, pleców, albo genialnego pomysłu.
Planowanie, szczegółowe rozpisywanie zadania i czynności, aby nie być zdziwionym, zaskoczonym, a w konsekwencji zniechęconym i zdemotywowanym – nie maja żadnej wartości.
Mam takie wrażenie, że wspomniana wyżej praca u podstaw jest postrzegana jakby to było cofanie się w tył. Dlaczego tak uważam, ponieważ wskazują na to komentarze, które opisałam wyżej.
Pisanie niniejszego, mającego na celu ruszenie zwojów mózgowych artykułu – jest stratą czasu. Przecież nie widać żadnego efektu z tej pisaniny! Naprawdę? Ciekawe jaki efekt chciałby uzyskać ten super krytykant, specjalista pierwszej wody od “nierobienia” biznesu?